Wciąż nie wiemy co robić, w TV mówią, że w okolicach będzie słonecznie i 25 st. C, na zewnątrz natomiast jest może z 15, niskie chmury, wilgoć w powietrzu... W naszych wielkomiejskich kościach i mięśniach czujemy już trochę te 200 km... Po śniadaniu ze sklepu spożywczego decydujemy się jechać do Zadwórza, a stamtąd jak najdalej się da na południe... W Żółkwi zrobiliśmy jeszcze kilka rundek po mieście - prawie 10 km w ramach rozgrzewki;), a ja wpadłem do "kafejki" internetowej w siedzibie "ukrtelekomu" (w każdym większym mieście mają swój oddział i w każdym powinien być dostęp do sieci - godzina przy kompie kosztuje 1,5 hrywny!! )
Po morderczej walce dojechaliśmy od wschodu na przedmieścia Lwowa - zatrzymaliśmy się w Motelu Reliaks, około 20 km od Lwowa... kilka kilometrów od obwodnicy. Wcześniej sprawdzaliśmy ofertę jeszcze jakiegoś moteliku, ale "administratorka" jedząca słonecznik i propozycja pokoju z jednym łóżkiem skutecznie wskrzesiła w nas ostatki sił... Przy motelu znajduje się czynny non-stop bar, mieliśmy więc szansę na przyzwoite śniadanie.
Dziś Daliśmy Ognia! Przejechaliśmy 100 kilometrów i 87 metrów - rekord dość wyśrubowany, bo po zapewnieniu sobie noclegu wsiedliśmy jeszcze na rowery i wróciliśmy się kilka kilometrów na stację benzynową, na piwo... Mimo wszystko jesteśmy bardzo z siebie dumni, bo nie było łatwo...
Od Żółkwi jechaliśmy przez Kulików, w stronę Zadwórza, a droga nas lekko mówiąc zajebała. Tylko 1/3 drogi do Zadwórza mieliśmy po utwardzonych drogach, reszta to kamienie, piach i kurz, rżysko i pola, łąki i drogi polne... To zdecydowanie najgorsza część trasy jaką dotąd pokonaliśmy. Zachetaliśmy się na maksa! Około 10 km od Zadwórza, po zjeździe z trasy E40, pomoc w określeniu odpowiedniej drogi zaoferowali nam miejscowi - dzięki ich wskazówkom bez problemu wyjechaliśmy ze wsi, ale niestety po kilku kilometrach za wcześnie skręciliśmy z polnej drogi w inną polna drogę i po 2 km stanęliśmy na skraju kilkunastohektarowego rżyska... kilometr dalej widzieliśmy zabudowania Zadwórza, postanowiliśmy więc "ciąć" polem... po kilkuset metrach zatrzymał nas szeroki i głęboki kanał melioracyjny, musieliśmy więc zawrócić, potem drogą polną i w najbliższej wsi dopiero zlokalizowaliśmy odpowiednią ścieżkę... Droga, która była zaznaczona na ukraińskiej mapie w skali 1:200 000 jako droga utwardzona okazała się być dwiema koleinami, wijącymi się po łące skubanej przez stado koni i kilka krów... Do pomnika poległych Orląt wciąż pozostawało około 6 km...
We wsi spotkaliśmy kilkunastu polskich motocyklistów, a przy stacji kolejowej trzy polskie autokary, do których schodzili się dziesiątkami polscy turyści... byli też harcerze, i oddziały paramilitarne- wyglądało to tak jakby nas ominęła poważna impreza (prawie tydzien wcześniej przypadała 89 rocznica bitwy)... No cóż może za rok, na 90-tą rocznicę dojedziemy na czas;)
Po Zadwórzu zeszło z nas powietrze jeszcze mocniej (szczerze mówiąc ja bardziej byłem zmolestowany psychicznie niż fizycznie), przejechaliśmy 67 km (łącznie ze śniadaniem), a do teoretycznego noclegu mieliśmy jeszcze około 30 km... We wsi po drodze zaczepili nas podpici miejscowi, z którymi bardzo miło podyskutowaliśmy o "nacechowanym wyższością" zachowaniu Polaków, a także o zniszczonym przez "sowietów" ogromnym polskim kościele usytuowanym na wzgórzu... Miejscowość nosiła nazwę Wiżnany...
Kolacja w barze motelowym nasyciła nas nieco... Marek po raz kolejny sprawdzał smak miejscowych pieriemieni, ja natomiast zjadłem fileta z piersi kurczaka, z frytkami... Kotlet co prawda był nieco surowy w środkowej części, ale byłem strasznie głodny i wchłonąłem go prawie bez skinięcia...
Motel Rielaks oferuje około 10. pokoi jednoosobowych w cenie 100 hr, 2 pokoje trzyosobowe w cenie 160-180 i jedną dwójkę w cenie 140 hr ...
niedziela, 23 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz