piątek, 21 sierpnia 2009

Dzień drugi - pętla Jaworów - Sądowa Wisznia - Gródek Jagielloński - Jaworów

Wczoraj przejechaliśmy 63 km z Przemyśla do Jaworowa, szukając kwatery zrobiliśmy kolejne 9 km, a wieczorem do Watry i z powrotem kolejne 4. RAZEM 75 km ...

Postanowiliśmy, że zostajemy tu jeszcze jeden dzień. Zrobimy pętlę, przez Sądową Wisznię, Gródek Jagielloński i z powrotem do Jaworowa... około 80 kilometrów - będzie to nie lada test naszej kondycji, bo wstępnie planowaliśmy dziennie przejeżdżać około 50 km...
Śniadanie w restauracji było zaskakująco smaczne (3 jaja sadzone z szynką, kawa, sok pomarańczowy) i tanie (20 hrywien).
Na "obwodnicy" Jaworowa spotkaliśmy kolejny ewenement drogowy Ukrainy, drogę z płyt betonowych (podobną można jechać w okolicach Wrocławia). Szosa niemiłosiernie połatana i dziurawa, kilkucentymetrowe odstępy pomiędzy płytami ułożonymi w różnych płaszczyznach... pobocze przeważnie składało się z "braku pobocza" lub dziur wypełnionych kamieniami...
Po drodze do Sądowej Wiszni, w m. Mała Wiżomla (dawniej Mała Ożomla), na wzgórzu, przy skrzyżowaniu z drogą do Wiżomli zwróciliśmy uwagę na budynek magazynowy wyglądający na kościół (szczyt wciąż wieńczy krzyż) - porównując to miejsce z mapą z 1936 roku okazało się, że rzeczywiście jest to stary polski kościół...
W Sądowej Wiszni nic nas nie zainteresowało, zakręciliśmy się na rynku, wypiliśmy miejscowy trunek i pognaliśmy do Gródka Jagiellońskiego (obecnie Gródek Lwowski) szukać serca Jagiełły...
Do Gródka droga ciut lepsza, ruchliwsza, z dłuższymi podjazdami i zjazdami... Palące słońce dało nam w kość, zwiedzanie miasteczka zaczęliśmy od obiadu w Barze nad Ozierem (porcje nie powalające, ja konsekwentnie kotlet po kijowsku, frytki i piwo - 27 hr, Marek zjadł filet z hieka , frytki i piwo - 22 hr!!). Znaleźć knajpę w Gródku nie jest łatwo, w porównaniu z Jaworowem to istna pustynia gastronomiczna, oprócz miejsca w którym zjedliśmy widzieliśmy tylko pizzerię i ze dwa kafie-bary. Bar nad stawem wybraliśmy głównie z uwagi na przestronny taras (wybór "rowerowy")...
Jak się okazało znalezienie serca Jagiełły nie będzie proste...
W polskiej parafii spotkaliśmy bardzo miłą siostrę zakonną, która cierpliwie i dość wyczerpująco opowiedziała nam o historii kościoła farnego w Gródku (do początku lat 90-tych był magazynem kineskopów - i wyłącznie ze względu na rodzaj przechowywanych tu towarów nie został w środku mocno zniszczony), rozmawialiśmy też o relacjach pomiędzy mieszkańcami różnych wyznań w Gródku...Powiedziała nam także o dawnym, tajnym przejściu podziemnym pomiędzy kościołem a klasztorem Franciszkanów (to w nim znajdować się ma serce Jagiełły) - obecnie klasztor zajmuje klasztor greko-katolicki, Ukraińcy milczą w sprawie serca, nikt nic nie wie...
W drodze powrotnej natknęliśmy się na ciekawe miejsce na szczycie góry nieopodal wsi Rzeczyczany...Po środku zaoranego pola znajduje się kopiec z krzyżem - na mapie z połowy lat trzydziesty miejsce to nazwane jest "Turecką Mogiłą". Nie jestem pewny czy rzeczywiście ma to związek z wojnami tureckimi z XVII wieku, mówi się, że podobnie zwane miejsca w okolicach Lwowa rzeczywiście zostały usypane przez Turków, ale czy to prawda... ? Krzyż stoi, a rolnicy od lat nie orzą tej ziemi, coś w tym jest...







Połowa drogi powrotnej do Jaworowa to niestety znów popis ukraińskiej myśli drogowej - szutrowy dukt, który mieliśmy okazję współużytkować z ciężarówkami, traktorami, samochodami osobowymi i TIRami, był jak na realia ukraińskie dość dobrze oznakowany: mijaliśmy wiele znaków ostrzegających o ostrych zakrętach, choć ani jednego o kamienistej drodze...

Po morderczej, 80. kilometrowej trasie, około 19:30 dojechaliśmy do motelu - szybko się ogarnęliśmy i pojechaliśmy na kolację - oczywiście do Watry (aby wprowadzić rowery na zaplecze wystarczy tylko chwilę porozmawiać z barmanką...).
Rano zamierzaliśmy ruszyć w stronę Żółkwi - ponad 60 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rowerowa Jazda Polska