Na obwodnicy Lwowa, w m. Pasieki-Zubrickije
Tak jak wczoraj cierpieliśmy katusze jadąc tragicznymi szlakami, tak dziś sunęliśmy po równiutkiej szosie, z szerokim, asfaltowym poboczem, fajnie wyprofilowanej, ze stosunkowo łagodnymi podjazdami... bajka. W Rudnikach za Mikołajewem zjechaliśmy na Drohobycz i ostatnie trzydzieści kilka kilometrów droga się trochę popsuła, ale to i tak nic w porównaniu z drogami w okolicach Jaworowa... Przed samym Drohobyczem zaczęły się nieco większe pagórki...
A sam Drohobycz przywitał nas ulicą Stryjską, pierwowzorem Schulzowkiej ulicy Krokodyli...
W Drohobyczu znaleźliśmy 3 hotele, "przewodnikowy" Tustań oferował pokoje 2-osobowe w cenie 250 hrywien, podobnie jak Lemon 2,5 km od centrum, my zdecydowaliśmy się na najtańszy hotel Łastwika, przy ulicy Borysławskiej 43A (nie jest go wcale łatwo znaleźć, bo wjazd znajduje się pomiędzy blokami, a sam hotel jest nieco oddalony od ulicy)Pracująca tam Pani Recepcjonistka nawet nie wstała z fotela obsługując nas, dopiero sięgając z sejfu druki meldunkowe łaskawie się podniosła... Ja miałem od początku bardzo średnie odczucia: dostaliśmy pokój na 1 piętrze, rowerów nie mogliśmy nawet wstawić do holu, stały całą noc pod ścianą budynku (na szczęście była tam ochrona), pilot do TV "nie rabotał", jak i pozostałe piloty w hotelu domagał się wymiany baterii, ręczniki były liche, łóżko skrzypiące, wnętrza lata świetności odnotowywały pod koniec czasów sowieckich (tylko w tym hotelu spotkaliśmy się z innymi sanitariatami niż polskie Koło i Cersanit!) - ale wszystko rekompensowała WANNA!!
Dziś nie było innego wyjścia... przejechaliśmy 112 km - do powrotu zostały dwa dni, postanowiliśmy nie zostawać w Drohobyczu, a drogę do Przemyśla podzielić na dwa etapy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz