środa, 26 sierpnia 2009

Dzień siódmy, powrót do kraju, środa, 26 sierpnia.


Po drodze do Polski zatrzymaliśmy się na 30 minut w Mościskach, trzeba było przecież przywieźć jakieś pamiątki z Ukrainy;) Po raz kolejny zrobiliśmy małą selekcję w sakwach i wywaliliśmy niepotrzebne rzeczy... Przed samą granicą są jeszcze jakieś sklepy, ale np. Universam Faworit tuż przed granicą nie oferuje zbyt wiele...
W Szeginiach mieliśmy okazję widzieć jeszcze Ukraiński pogrzeb... zaczynał się już tworzyć kondukt żałobny, trumna najpierw stała przed domem na podwórku, karawanem natomiast była żółta wywrotka (która de facto przyjechała, aż ze Lwowa), na nią bowiem, za wieńcami i kwiatami ustawiano trumnę... największy wieniec spoczął na ogromnym kole zapasowym...

Odprawa po stronie Ukraińskiej, prawie ekspresowa, załapaliśmy się tuż przed przerwą (których godziny chyba nie są bliżej określone, pani celniczka po prostu zamyka drzwi do budynku i jest przerwa...), ja klasycznie nie zrozumiałem pytania urzędniczki i zamiast opowiedzieć "co przewożę" chciałem opisać jej trasę naszego przejazdu, w końcu zadeklarowałem pół litra wódki, słodycze i gumy do żucia, oczywiście miałem trochę więcej zakupów... W kolejce do okienka udało nam się odczuć po raz kolejny "polską", kolejkową rzeczywistość, jeden Pan z drugim Panem koniecznie chcieli się przepchnąć do przodu, było i śmiesznie i strasznie, bo skończyło się na tym, że wraz z Markiem wywołaliśmy u starszego z nich odruch obronny: Pan się chciał legitymować dokumentami kombatanckimi...
Po polskiej stronie były dwa "rękawy". W ukraińskim stało kilkadziesiąt osób stłoczonych i kłócących się ze sobą, po naszej stronie było kilka osób, wśród których dwoje na pewno nie posiadało paszportów EU, ale za to bardzo dobrze mówili po polsku i Ukraińcy z drugiej kolejki nie zorientowali się, że tamci powinni stać z nimi... "korek" się utworzył głównie za sprawą "kręconej" (ze względu na kręcone włosy) celniczki, która szczegółowo sprawdzała co też do Polski chcą wwieźć kobiety - z "unijnej" kolejki wywołano samych mężczyzn... w środku okazało się, że na odprawę czeka jeszcze kilkanaście Ukrainek... Po męskiej stronie celnik sprawdzał jakieś kwity "turysty", który, jak mi wytłumaczył inny kolejkowicz, wwoził do kraju firanki, a w ciągu jednego miesiąca można wwieźć jedyne 10 mb firanek... ot, nadgraniczna rzeczywistość...
Kilka kurtuazyjnych zdań z celnikiem o przywożonym asortymencie oraz odbytej rowerowej wycieczce i mogliśmy wreszcie cieszyć się Polską!!

Łącznie przejechaliśmy ponad 550 kilometrów, w siedem dni, jak na miejskich amatorów to chyba nieźle;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rowerowa Jazda Polska