Już wczoraj widać było przygotowania do święta, w Gródku na rynku "rozstawiał" się wiec polityczny
Julii Tymoszenko i jej partii. Od siostry w kościele dowiedzieliśmy też o odradzającym się na tych terenach "
banderyźmie" - na kilku ukraińskich pomnikach widzieliśmy prócz barw narodowych także czarno-czerwone flagi banderowców... Mijane dziś wioski i miasteczka udekorowane były błękitno-żółtymi kolorami - jednak porównując z polskim świętami państwowymi, zaangażowanie Ukraińców w eksponowanie barw narodowych wypada dość blado, nieznacznie więcej flag spotkaliśmy w poniedziałek, ale i tak może na kilkunastu domach prywatnych, a poza tym flagi wywieszano głównie na budynkach administracji publicznej, szkołach itp. ...
Z Jaworowa do
Żółkwi pierwsze 30 km jechaliśmy drogą krajową, niestety dość ruchliwą, w
Janowie (obecnie Iwano-Frankowe) zjechaliśmy na fajną drogę prowadzącą lesistymi i pagórkowatymi terenami z długimi wioskami i niestety długimi podjazdami, jazda bez obciążenia byłaby ciężka, a co dopiero z całym majdanem w sakwach...

W miejscowości Glińsko, tuż przed Żółkwią, obok miejscowego, starego cmentarza znajduje się zapuszczony cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej, na obelisku doczytać się można po polsku: "I będą świadczyć o kurhannym dole spoczywające polskich synów kości, że przez ofiary, trud i życia bole szli ku zwycięstwu i szli ku wolności". Napisy wyryto także po ukraińsku, niemiecku i węgiersku. Cmentarz był zarośnięty wysoką trawą, ale widać, że co jakiś czas jest pielęgnowany - znajduje się na nim kilkadziesiąt mogił, prawdopodobnie kryjących kilkuset poległych... Podobne cmentarze znaleźć można m. in. w polskich Bieszczadach i
Beskidzie Niskim...
W Żółkwi jako pierwsze przywitały nas machające z pola Ukrainki, a zaraz potem dostojna brama miejska...
O nocleg nie było trudno, najpierw udaliśmy się do "przewodnikowego" hotelu Styl, niemniej oferowana cena 260 hrywien za pokój dwuosobowy nieco nas odstraszyła i zagadnęliśmy miejscowych o jakiś tańszy nocleg... Skierowali nas na drogę w stronę Lwowa, do wsi Sołoszyn, dwa kilometry od rynku, motel przy barze Klon, motel nie jest w ogóle oznaczony, o recepcję trzeba pytać w barze,

bar niestety jest czynny od 12-tej więc nie było szans na śniadanie... Cena pokoju 2-osobowego, w pawilonowej zabudowie: 150 hrywien, pościel, TV, prysznic, ręczniki... na parterze, nie trzeba tachać, ani rowerów ani sakw... rewelacja... Motel posiada też kilka pokoi w piętrowym budynku...
Po drodze z Jarosławia mijaliśmy kilka moteli wyglądających na 150-18 hrywien, więc nie jest tak źle z noclegami na Ukrainie jak pisze się w przewodnikach...
Czekając na przegotowanie pokoju musiałem łatać dętkę, tym razem wyjąłem z niej po prostu 5 mm drucik grubości szpilki... poprzednim razem dętka oberwała przy wentylu i nie było co ratować...

Przelogowaliśmy się szybko w czyste ciuchy i pachnący pojechaliśmy "na miasto" - Żółkiew rzeczywiście jest perłą okolic Lwowa, to bardzo ładne miasto, monumentalne i czuć tu polskość... Na rynku wystawione były trzy ogródki piwne, niestety bez gastronomii, szukając jakiegoś baru objechaliśmy najważniejsze zabytki...

o restaurację czy bar w Żółkwi nie jest łatwo, przygarnął nas w końcu Staryj Bar na ulicy Lwowskiej, 50 metrów od rynku. Niestety menu było dość okrojone z uwagi na trwającą w sali obok biesiadę - zaoferowano nam schabowe, puree i surówkę i oczywiście piwo (łącznie 36 hrywien, sporo jak na ukraińskie warunki, ale może to z uwagi na walory turystyczne tego miasta). Po około pół godzinie od podania jedzenia, z lokalu wyprosiła nas lokalna muzyka biesiadna - około dziesięć razy odsłuchaliśmy tego samego utworu, a rozchachana grupka tańczących pięćdziesięciolatków dopełniła dzieła wyproszenia. Udaliśmy się do jednego z ogródków na rynek - musieliśmy zrobić wszystko by jutro mieć jak najmniejsze zakwasy ;)

Co jutro? Jeszcze nie wiemy, chciałbym tu spędzić więcej czasu, bo miasto jest fajne, a pod wieczór niewiele zobaczyliśmy...Z drugiej strony jeśli nie ruszymy dalej w drogę nie będzie szans na dojechanie do Drohobycza i Truskawca, a jeszcze
Zadwórze po drodze... Jutrzejsza pogoda pewnie pomoże nam w podjęciu decyzji, dziś przez cały dzień "goniły" nas bardzo brzydkie frontowe chmury, a teraz na wschodzie widać wyraźną ścianę frontu...
Przejechaliśmy dziś 76 km, sześćdziesiąt kilka w trasie, resztę po mieście... jest nieźle, od początku na liczniku mamy 220 km!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz